Chwilę po tym, jak Elon Musk napisał na Twitterze, że "poważnie myśli" o założeniu własnej sieci społecznościowej ponieważ Twitter nie przestrzega zasad wolności słowa i zasadniczo podkopuje demokrację, najbogatszy człowiek na świecie został natychmiast wypunktowany za nieprzestrzeganie tego, co głosi.


Były pracownik Tesli, John Bernal został zwolniony po tym, jak zamieścił na swoim kanale YouTube AI Addict wideo, które krytykowało oprogramowanie firmy do pełnej autonomii jazdy FSD. Zażartował, że Musk "jest absolutnym zwolennikiem wolności słowa... chyba że wiąże się to z kwestiami bezpieczeństwa". W nagraniu wideo, które opublikował przed zwolnieniem, Bernal wykazał, że oprogramowanie FSD w wersji beta Tesli miało poważne problemy, w tym losowe wyłączanie się podczas jazdy, zmuszając kierowcę do przejęcia kontroli nad pojazdem. W późniejszej aktualizacji były pracownik Tesli powiedział, że "został zwolniony z Tesli, a jako powód wymieniono mój YouTube".

Bernal nie jest jedyną osobą, którą Elon Musk starał się uciszyć. W 2018 roku dyrektor generalny Tesli i SpaceX podobno znalazł tożsamość anonimowego wówczas blogera o nazwie Montana Skeptic, który opublikował krytykujące wpisy na temat profilu giełdowego Tesli, i też oczywiście zagroził pozwem sądowym. Sceptic rzekomo pracował dla firmy, która zainwestowała w koncerny naftowe. Dla zwolenników Elona Muska w był to wystarczający dowód na ukryte motywy i dowód na to, że krytyk Tesli był zainteresowany tylko ochroną własnego interesu. W pożegnalnym poście bloger napisał, że dezaktywował swojego Twittera i nie będzie już pisał o Tesli

Jeszcze w tym miesiącu Musk upierał się, że jest "absolutystą wolności słowa", ale jak zauważyli Bernal i inni, jego ideały nie zawsze pasują do jego działań. "Elon Musk to nie Tony Stark" - napisał jeden z użytkowników "Elon Musk to Lex Luther".