Choć trudno nazwać Intel przegranym na obecnym rynku procesorów, to AMD zyskało bardzo dużo w porównaniu z pierwszą generacją swoich procesorów Ryzen i teraz "niebiescy" (Intel) rzadko mają wyraźną przewagę, zwłaszcza na tej samej półce cenowej. Na zewnątrz mogą próbować temu zaprzeczać, ale przy niesłychanej skali spadków cen wszystkich produktów Intela jest całkiem jasne, że firma czuje presję i robi jedyną możliwą w tej chwili rzecz, która może uczynić jej procesory bardziej atrakcyjnymi.
Weźmy na przykład Core i9-9000K, który kosztuje dziś o około 400 złotych mniej niż kosztował 10 miesięcy temu, gdy był wprowadzany na rynek. Ktoś powie, że minęło dużo czasu i tak jest, ale Intel nie miał dotąd zwyczaju obniżania cen w tej skali, zwłaszcza za produkty klasy premium. Cena bardzo popularnego Core i5-9400F z niższej półki z CPU 6c/6t, spadła z wynoszącej prawie 800 złotych na początku roku do niespełna 650 pln obecnie. Core i7-9700K staniał z prawie 2100 złotych w chwili premiery do nieco ponad 1700. O mniej więcej 400 złotych spadły też ceny procesorów z segmentu HEDT, takich jak Core i9-9820X. Jeżeli ta branża nie jest dla Ciebie czymś nowym, to wiesz, jak rzadko Intelowi zdarzają się ż takie obniżki cen.
Ale nawet po nich wartość procesorów Intela wciąż jest w porównaniu z AMD niska, zwłaszcza jeśli chodzi o obciążenia wielowątkowe, a ta różnica jeszcze się powiększa, co pokazały wszystkie ostatnie procesory z trzeciej generacji Ryzen. A skoro ostatecznie wartość jest stosunkiem ceny do wydajności pracy, to Intel może tu zrobić dwie rzeczy. Pierwszą jest dalsze cięcie cen, jakby wspomniane wyżej obniżki nie były wystarczające. Drugą jest oczywiście podniesienie oferowanej wydajności, ale to będzie wymagało pewnych radykalnych zmian, biorąc pod uwagę, że skurczenie się rozmiaru rdzeni i/lub architektury w procesorach desktopowych nadal wydają się być odległą sprawą.
Pojawiają się pogłoski, że Intel pracuje nad 10-rdzeniowym procesorem desktopowym, tyle że zaoferowanie go co najwyżej zapewni nagłówki w mediach, ale nie będzie lekarstwem dla innych produktów. Dodanie jeszcze dwóch rdzeni do flagowego procesora prawdopodobnie pozwoli rzucić wyzwanie Ryzenowi 9 3900X, ale wiele też zależy od ceny, ponieważ inaczej firma znajdzie się w takiej samej sytuacji, w jakiej jest obecnie - będzie sprzedawała pewne dobre produkty, ale za zbyt wysoką cenę.
Dwie rzeczy dały mi ostatnio do myślenia o rozwiązaniu problemów Intela. Po pierwsze, domniemany wyciek, który ujawniał całą grupę nowych procesorów Comet Lake, ale ostatecznie okazał się prawdopodobnie być fałszywy. A po drugie, moja niedawna rozmowa z głównym inżynierem Intela, pracującym w Izraelu Ophirem Edlisem, który zapytany o opóźnienie w dojściu do procesorów 10 nm zapytał mnie czy uważam, że potrzebują 10 nm do gwałtownego wzrostu wydajności. To interesujące pytanie i szczerze mówiąc nie uważam, by potrzebowali. Jeśli można dać znacząco wyższą wydajność dzięki zmianie architektury albo jakiemuś innemu radykalnemu ruchowi, to nie ma to dla mnie znaczenia. Jasne, że jest wielu fanów AMD, którzy lubią się wyśmiewać dzięki temu, że Ryzen zszedł już do poziomu 7nm, ale robi to przy dużo niższych częstotliwościach. Tak naprawdę pod względem "podkręcania" zakresów Ryzen zawsze był w tyle za Intelem. A poza tym, od kiedy to entuzjaści komputerów PC stawiają litografię i zużycie energii na czele swojej listy priorytetów? Ja nie stawiam, o ile oczywiście jest odpowiednia wydajność.
Mimo wszystko, jest pewna ironia w tym, że lista nowych procesorów była prawdopodobnie fałszywa, bo myślę, że ujawnione w niej zmiany są właśnie dokładnie tym, co Intel powinien zrobić i mogłyby być wykonane bez zastosowania zmniejszania procesorów. Lista pokazywała grupę nowych procesorów z trzema modelami 10-rdzeniowymi na jej czele w dość atrakcyjnych przedziałach cenowych. Slajd wzbudził duże zainteresowanie, zanim znaleziono w nim pewne niekonsekwencje, które wywołały pytania o jego autentyczność, ale jedna rzecz rzucała się w oczy jako logiczny i przemyślany ruch dla Intela - zastosowanie współbieżnej wielowątkowości we wszystkich produktach firmy.
Jak widzieliśmy w procesorach dziewiątej generacji, Intel ograniczył "hyper-threading" tylko do najwyższej półki swoich produktów, co oznaczało, że nie było procesorów desktopowych z głównej grupy Core i5 i Core i7 z większą liczbą wątków niż rdzeni. To zdecydowanie krępowało procesory w tym jednym obszarze, w którym potrzebowały dodatkowej siły przebicia, czyli w wydajności wielowątkowej. W efekcie Core i5-9600K ma zdecydowanie za niską moc i jest wart rozważenia jedynie jako chip służący tylko do gier. To samo moglibyśmy powiedzieć o Core i7-9700K, gdyby nie to, że jego 8 rdzeni daje mu trochę większą siłę poza grami. Ale wyobraźcie sobie, że Intel daje implementację współbieżnej wielowątkowości wszystkim swoim obecnym procesorom desktopowym.
W połączeniu z nieco wyższymi częstotliwościami wynikającymi z tych wszystkich plusów pojawiających się po oznaczeniu 14nm Intel bardzo podniósłby wydajność multi-wątkową. Na przykład Core i9-9900K to tak naprawdę Core i7-9700K z dołączoną implementacją współbieżnej wielowątkowości i - jak wynika z testu Cinebench - jest od tego ostatniego o ponad 30 % szybszy. O ile ceny nie wystrzeliłyby w górę, to to jest to dokładnie taki ruch, jaki firma powinna zrobić, dopóki nie będzie miała 10nm i nowej architektury desktopowej.
Dla mnie nie miałoby w ogóle znaczenia, że byłyby to części 14nm. Potężne doładowanie wydajności wielowątkowej i potwory typu 10c/20t na pewno by trochę zamieszały i pozwoliły Intelowi przyciągać do siebie również poza obszarem gier i panować w obszarze wydajności wielowątkowej, w którym przewagę ma AMD. Ciekawe czy myślicie, że to byłoby dobre posunięcie ze strony Intela, jakie inne zmiany Waszym zdaniem powinien zrobić i czy przejście na 10nm jest przereklamowane, czy to konieczność, by być w stanie rywalizować z AMD.
Weźmy na przykład Core i9-9000K, który kosztuje dziś o około 400 złotych mniej niż kosztował 10 miesięcy temu, gdy był wprowadzany na rynek. Ktoś powie, że minęło dużo czasu i tak jest, ale Intel nie miał dotąd zwyczaju obniżania cen w tej skali, zwłaszcza za produkty klasy premium. Cena bardzo popularnego Core i5-9400F z niższej półki z CPU 6c/6t, spadła z wynoszącej prawie 800 złotych na początku roku do niespełna 650 pln obecnie. Core i7-9700K staniał z prawie 2100 złotych w chwili premiery do nieco ponad 1700. O mniej więcej 400 złotych spadły też ceny procesorów z segmentu HEDT, takich jak Core i9-9820X. Jeżeli ta branża nie jest dla Ciebie czymś nowym, to wiesz, jak rzadko Intelowi zdarzają się ż takie obniżki cen.
Ale nawet po nich wartość procesorów Intela wciąż jest w porównaniu z AMD niska, zwłaszcza jeśli chodzi o obciążenia wielowątkowe, a ta różnica jeszcze się powiększa, co pokazały wszystkie ostatnie procesory z trzeciej generacji Ryzen. A skoro ostatecznie wartość jest stosunkiem ceny do wydajności pracy, to Intel może tu zrobić dwie rzeczy. Pierwszą jest dalsze cięcie cen, jakby wspomniane wyżej obniżki nie były wystarczające. Drugą jest oczywiście podniesienie oferowanej wydajności, ale to będzie wymagało pewnych radykalnych zmian, biorąc pod uwagę, że skurczenie się rozmiaru rdzeni i/lub architektury w procesorach desktopowych nadal wydają się być odległą sprawą.
Pojawiają się pogłoski, że Intel pracuje nad 10-rdzeniowym procesorem desktopowym, tyle że zaoferowanie go co najwyżej zapewni nagłówki w mediach, ale nie będzie lekarstwem dla innych produktów. Dodanie jeszcze dwóch rdzeni do flagowego procesora prawdopodobnie pozwoli rzucić wyzwanie Ryzenowi 9 3900X, ale wiele też zależy od ceny, ponieważ inaczej firma znajdzie się w takiej samej sytuacji, w jakiej jest obecnie - będzie sprzedawała pewne dobre produkty, ale za zbyt wysoką cenę.
Dwie rzeczy dały mi ostatnio do myślenia o rozwiązaniu problemów Intela. Po pierwsze, domniemany wyciek, który ujawniał całą grupę nowych procesorów Comet Lake, ale ostatecznie okazał się prawdopodobnie być fałszywy. A po drugie, moja niedawna rozmowa z głównym inżynierem Intela, pracującym w Izraelu Ophirem Edlisem, który zapytany o opóźnienie w dojściu do procesorów 10 nm zapytał mnie czy uważam, że potrzebują 10 nm do gwałtownego wzrostu wydajności. To interesujące pytanie i szczerze mówiąc nie uważam, by potrzebowali. Jeśli można dać znacząco wyższą wydajność dzięki zmianie architektury albo jakiemuś innemu radykalnemu ruchowi, to nie ma to dla mnie znaczenia. Jasne, że jest wielu fanów AMD, którzy lubią się wyśmiewać dzięki temu, że Ryzen zszedł już do poziomu 7nm, ale robi to przy dużo niższych częstotliwościach. Tak naprawdę pod względem "podkręcania" zakresów Ryzen zawsze był w tyle za Intelem. A poza tym, od kiedy to entuzjaści komputerów PC stawiają litografię i zużycie energii na czele swojej listy priorytetów? Ja nie stawiam, o ile oczywiście jest odpowiednia wydajność.
Mimo wszystko, jest pewna ironia w tym, że lista nowych procesorów była prawdopodobnie fałszywa, bo myślę, że ujawnione w niej zmiany są właśnie dokładnie tym, co Intel powinien zrobić i mogłyby być wykonane bez zastosowania zmniejszania procesorów. Lista pokazywała grupę nowych procesorów z trzema modelami 10-rdzeniowymi na jej czele w dość atrakcyjnych przedziałach cenowych. Slajd wzbudził duże zainteresowanie, zanim znaleziono w nim pewne niekonsekwencje, które wywołały pytania o jego autentyczność, ale jedna rzecz rzucała się w oczy jako logiczny i przemyślany ruch dla Intela - zastosowanie współbieżnej wielowątkowości we wszystkich produktach firmy.
Jak widzieliśmy w procesorach dziewiątej generacji, Intel ograniczył "hyper-threading" tylko do najwyższej półki swoich produktów, co oznaczało, że nie było procesorów desktopowych z głównej grupy Core i5 i Core i7 z większą liczbą wątków niż rdzeni. To zdecydowanie krępowało procesory w tym jednym obszarze, w którym potrzebowały dodatkowej siły przebicia, czyli w wydajności wielowątkowej. W efekcie Core i5-9600K ma zdecydowanie za niską moc i jest wart rozważenia jedynie jako chip służący tylko do gier. To samo moglibyśmy powiedzieć o Core i7-9700K, gdyby nie to, że jego 8 rdzeni daje mu trochę większą siłę poza grami. Ale wyobraźcie sobie, że Intel daje implementację współbieżnej wielowątkowości wszystkim swoim obecnym procesorom desktopowym.
W połączeniu z nieco wyższymi częstotliwościami wynikającymi z tych wszystkich plusów pojawiających się po oznaczeniu 14nm Intel bardzo podniósłby wydajność multi-wątkową. Na przykład Core i9-9900K to tak naprawdę Core i7-9700K z dołączoną implementacją współbieżnej wielowątkowości i - jak wynika z testu Cinebench - jest od tego ostatniego o ponad 30 % szybszy. O ile ceny nie wystrzeliłyby w górę, to to jest to dokładnie taki ruch, jaki firma powinna zrobić, dopóki nie będzie miała 10nm i nowej architektury desktopowej.
Dla mnie nie miałoby w ogóle znaczenia, że byłyby to części 14nm. Potężne doładowanie wydajności wielowątkowej i potwory typu 10c/20t na pewno by trochę zamieszały i pozwoliły Intelowi przyciągać do siebie również poza obszarem gier i panować w obszarze wydajności wielowątkowej, w którym przewagę ma AMD. Ciekawe czy myślicie, że to byłoby dobre posunięcie ze strony Intela, jakie inne zmiany Waszym zdaniem powinien zrobić i czy przejście na 10nm jest przereklamowane, czy to konieczność, by być w stanie rywalizować z AMD.